Czasem, gdy szczęście zjawi się nagle,
Wprost z serca płyną, by zwilżyć usta.
W dzikiej euforii chcesz je wydobyć,
Chcesz je wykrzyczeć! – I nagle... Pustka...
Coś ściska gardło – strach jakiś dziwny
Szponami lodu duszę twą mrozi.
Blade obrazy płyną z przeszłości,
By, tak jak dziecku, palcem pogrozić.
I ty się boisz. Tego, co było,
Łez, bólu, straty... Kolejnej zdrady...
A umysł – nagle przedziwnie jasny –
Ostrzegające szepce ci rady.
Więc się zamykasz... Wolisz poczekać...
I słowa cichną w sercu więzione.
Jedynie oczy twoje zdradzają
Ich ciche łkanie siłą duszone.
Niegdyś zbyt szybko je uwolniłaś.
Spłynęły z ust twych – ale na próżno.
I dzisiaj – milczysz... I prosisz Boga,
Aby nie padły teraz zbyt późno...